wtorek, 1 października 2013

03. Rzymianie wiedzą, że to bez sensu!


Gdy zagrałem w Antike po raz pierwszy (i jak na razie jedyny) nie urzekła mnie niczym szczególnym. Z drugiej jednak strony rozgrywka była bardziej niż radosna (co, nie
ukrywam skłoniło mnie do naskrobania poniższej treści). Tak powstała pierwsza z moich relacji, czyli dość mocno fabularyzowanych zapisków powstałych jako produkt uboczny grania w planszówkę. Strategie takie jak ta świetnie się do tego nadają. Można popolitykować, popodpuszczać jednych przeciwko drugim. No i można się pośmiać, a to chyba wszyscy lubimy.

Słowem wstępu odnośnie samej gry. 
Już na pierwszy rzut oka widać w jakich czasach będzie się toczyć rozgrywka.. Każdy z graczy staje na czele jednej ze starożytnych cywilizacji mając za zadanie uczynić ją dominującą w antycznym świecie. Dokonuje tego poprzez rozwój naukowy i kulturalny, ekspansję terytorialną jak również dzięki umiejętnym podbojom. Miarą rozwoju danego państwa jest liczba antycznych osobowości, jakie ono posiada.

Rozgrywka.
Najsampierw bogowie zadecydowali jakimi cywilizacjami przyjdzie nam kierować. I tak Tempy został wodzem germańskich plemion, Kaimada stanął na czele dumnych Rzymian, TomekVT9 wziął w opiekę Greków, Silvanel pokierował Fenicjanami, Emil Egipcjanami, mnie zaś przypadła w udziale Kartagina. Początek zmagań upłynął pod znakiem zrównoważonych działań przygotowawczych we wszystkich dziedzinach rozwoju. Chyba jedynie Germanie, zgodnie ze swą barbarzyńską naturą zaślepieni byli wizją szybkiego podboju i skupili się na przygotowaniach zbrojnych. Szybko wybudowali dwa miejsca kultu, by czcić swych pogańskich bożków i tym bardziej ochoczo gotować się do bitki. Wkrótce też zebrali liczną armię i natychmiast zdecydowali się uderzyć na najbliższego z sąsiadów - Cesarstwo Rzymskie. W owym czasie przemawiający w senacie cesarz Kaimadus wypowiedział słynne słowa “hoc non sensu” (łac. “to jest bez sensu”) czym wyraził bezsensowność prowadzenia działań zbrojnych. Na przekór temu antymilitarystycznemu nastawieniu nie mógł wszak pozwolić by brudni barbarzyńcy wkroczyli do Wiecznego Miasta. Z pomocą legionistów udało się opanować sytuację, jednak walki z Germanami trwały niemal do samego końca zmagań.


Tymczasem na południu Kartagina prowadzi powolne przygotowania do ewentualnej wojny. Opracowano technologię produkcji rydwanów, dzięki czemu udało się znacznie zwiększyć mobilność armii. Zebranie odpowiedniej liczby żołnierzy zajmuje im jednak więcej czasu niż Niemcom, przez co przystępują do akcji zbrojnych o wiele później. W tym samym czasie szybko rozwija się państwo Greckie, zdobywając wpływy na polu naukowym, jak również, jako jedyne państwo, budując zalążek swej floty. Fenicjanie prowadzą spokojną politykę rozwoju i ekspansji terytorialnej nie wchodząc w konflikty z sąsiednimi państwami. W Egipcie zaś powstają kolejne świątynie i kwitnie handel. Jednocześnie zaś narastają społeczne niepokoje związane z działaniami państw ościennych - Grecji i Kartaginy.

Wkrótce okazuje się, że obawy te były jak najbardziej słuszne. Pierwsze uderzenie nadeszło drogą morską. Greckie okręty wpłynęły do portu w Alexandrii i miasto, po krwawych walkach padło. Do inwazji natychmiast dołączyła Kartagina zajmując egipskie Lepis Magna. Wydarzenia te zostały przez historyków nazwane “małym rozbiorem Egiptu”. Zarówno Grecy jak Kartagińczycy usiłowali namówić wodza Fenicjan - Silvanela - do przyłączenia się do rozbioru i zaatakowania Egiptu od wschodu. Fenicjanie zdecydowali się jednak zachować neutralność względem Egiptu i ostatecznie do ataku na miasto Petra nigdy nie doszło.

W późniejszym okresie nadal zdarzały się konflikty zbrojne na wschodnim krańcu basenu Morza Śródziemnego, zwłaszcza w okolicach Cypru. Germanie wciąż usiłowali się przegrupować i uderzyć na Rzym, jednak legiony Cesarstwa skutecznie im to uniemożliwiały. Barbarzyńcy nigdy już nie odzyskali początkowej potęgi zbrojnej.

Oczy wszystkich władców zwracały się już w kierunku Grecji widząc w niej najgroźniejszego wroga. Grecy przodowali w niemal każdej dziedzinie, a ponadto całkowicie zdominowali morze. Nie tylko opanowali do perfekcji sztukę nawigacji, ale także zbudowali najpotężniejszą flotę. Na odpowiedź pozostałych państw nie trzeba było długo czekać. W stolicy Kartaginy zebrały się wojska lądowe i rozpoczęto produkcję okrętów, aby odeprzeć ewentualną inwazję Greków. Oddział Germanów przedostał się do Jugosławii, gdzie zwodowany został pierwszy niemiecki okręt wojenny, dając tym samym początek Kriegsmarine. Niestety niewystarczające zaplecze gospodarcze uniemożliwiło rozbudowę tej formacji i ostatecznie Germanie nie liczyli się w walkach na Morzu Śródziemnym.

Egipcjanie także przygotowali niewielką flotę, jednak była ona zbyt nieliczna i nadto rozdrobniona by móc powstrzymać ogromne flotylle okrętów greckich. Na domiar złego to, że skupili się na budowie floty szybko wykorzystali Kartagińczycy. Błyskawicznie zebrali armię na granicy z Egiptem i uderzyli. Najpierw przemaszerowali przez Cyrenę nie przystępując w ogóle do oblężenia, a jedynie dziesiątkując garstkę obrońców usiłujących bronić prowincji. Następne wojska skierowały się wprost do Memphis, gdzie po wyczerpującej i niezwykle krwawej bitwie udało im się przejąć miasto i złupić słynną świątynię. To agresywne i jak się okazało dość lekkomyślne posunięcie natychmiast wykorzystali Grecy. Dzięki swej przewadze na morzu przemieścili się błyskawicznie ku wybrzeżom Kartaginy i złupili doszczętnie pozostawione praktycznie bez żadnej obrony miasto Lepis Magna.

W tym momencie wszystko było już właściwie przesądzone. Germanie i rzymscy Legioniści zbyt długo wykrwawiali się na polach bitew środkowej Europy by móc zagrozić potężnej Grecji. Wojownicy kartagińscy zdołali utrzymać się w Memphis, lecz nie byli już w stanie uderzyć ani na kolejne miasto Egiptu ani ruszyć w kierunku Aten. Najliczniejsze wojska Kartaginy wciąż trwały wokół stolicy nie chcąc dopuścić do jej zajęcia. Egipt, wyczerpany wojną i wciąż znajdujący się pod częściową okupacją nie mógł zagrozić nikomu. Fenicjanie zaś mimo zajęcia licznych terytoriów mogli sobie co najwyżej pozwolić na obronę swych pięknych świątyń.

Tak oto nadszedł spodziewany przez wszystkich koniec zmagań. Greckie okręty wyruszyły w świat. Ich czerwone maszty, zwiastujące zwycięstwo, widać było z każdego niemal wybrzeża antycznego świata.
Żołnierze kartagińscy niosą rannego kolegę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz