
Procedura
jest bardzo prosta. Najpierw wysyłają sondy. Tysiące, dziesiątki tysięcy
maleńkich, bezzałogowych jednostek mających tylko jedno zadanie: znaleźć
niezamieszkały układ z planetami bogatymi w surowce, wodę i światło słoneczne.
Później zbierają niewielką flotę i wysyła tunelem nadprzestrzennym do nowego
miejsca. Na czele takiej ekspedycji umieszczają zaś jakiegoś idealistę-szaleńca
gotowego budować tzw. „nowy wspaniały świat” pośrodku niczego. – I w tej roli
witamy Cię bardzo serdecznie – powiedzieli gratulując mi nowej posady. No i
dostałem swoją szansę na nowy początek.
Przez
pierwszych kilka tygodni rzeczywiście wszystko przebiegało zgodnie z moją
wizją. Spokojnie terraformowaliśmy kolejne planety przygotowując je do
zasiedlenia. Na innych w błyskawicznym tempie tworzyliśmy infrastrukturę
wydobywczą, produkcyjną i naukową. W ciszy i spokoju, nie niepokojeni przez
nikogo, całkowicie wolni i niezależni. Niczym samozwańczy bogowie. Wszystko to
wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Ktoś z moich doradców nawet
wypowiedział głośno tę obawę. Niestety miał rację.
O sąsiednich
układach wiedzieliśmy tylko tyle, że są bogate w surowce i niezamieszkałe. Tak
przynajmniej było, gdy przybyły tu nasze sondy. Teraz jednak zaczęliśmy
odbierać niepokojące sygnały, które świadczyły o tym, że nie jesteśmy tutaj
sami. Wkrótce udało nam się wyizolować je i dokonać stosownej analizy. Już
pierwsze wyniki potwierdziły nasze najgorsze obawy. W naszym sąsiedztwie
założyły kolonie chyba wszystkie nacje, z jakimi przyszło nam dzielić nasza
macierzystą galaktykę. Cóż za złośliwość losu. Oczywiście teraz znajdowaliśmy
się na neutralnym gruncie. Prawo międzygalaktyczne nakazywało postrzegać
kolonie jako osobne państwa nie powiązane układami, ani zatargami z
przeszłości, od której odcięły się opuszczając swe domowe porty. Mogliśmy żyć obok
siebie w pokoju, przynajmniej na razie. Historia nauczyła nas bowiem, że pokój
nie jest niczym więcej jak utopijną mrzonką…
Wkrótce
wyszło na jaw z kim przyjdzie nam mieć do czynienia. W galaktyce, której
nadaliśmy robocze oznaczenie YX2782 powstało łącznie sześć kolonii: Hydranie
(Tempy), cyborgi Mechanema (Jacek), osadnicy z Hegemonii Oriona (Bartek)
(patrz: Kosmiczni Windykatorzy), wysłannicy imperium Eridani (Tjal), ludzie z
Republiki Terran, oraz my, Planta, przez inne rasy nazywani Roślinami (głównie
za sprawą ludzi, nazwa ta pochodzi od zamieszkujących ich rodzinny układ
prymitywnych organizmów, pod pewnymi względami podobnych do nas pod względem
anatomii).
Początkowa
sytuacja naszych ośrodków była bardzo zbliżona. Zaledwie pojedyncze układy z niewielkimi
złożami surowców. Wyjątek stanowili Eridanie, których układ był mniej bogaty w
złoża. Rekompensowali to sobie znaczącymi rezerwami towarów i środków
finansowych, dzięki którym mogli się utrzymać przez pewien czas niczego
praktycznie nie produkując.
„Przez miliony lat Imperium Eridani zbierało
pieniądze, które ty w ciągu roku wydasz na dziwki, chlanie, całkowanie…” – Benjamin
„Kaimada” Sisko.
Niech
rozpocznie się wyrąb lasów, czyli właściwa część rozgrywki.
Znowu
zaczęło się od plotek. Co ciekawe to nie ludzie zaczęli je rozsiewać jako
pierwsi, a Hydranie. Jeszcze zanim opuścili swój bazowy układ rozesłali do
wszystkich pozostałych ras ostrzeżenie nakazujące traktować nas – Planty – jako
największe zagrożenie. Nawoływali do tego, by wspólnymi siłami dążyć do
ograniczenia naszych ekspansywnych dążeń. Jesteśmy rasą spokojną i miłującą
pokój, toteż nie zamierzaliśmy reagować na te ewidentne zaczepki. Niepokojące
były jednak odpowiedzi płynące z drugiej strony galaktyki, zwłaszcza od
Eridańczyków dość otwarcie wypowiadających się na temat „wycinki lasów”. Co
gorsza Orionianie i ludzie, zdawali się popierać ten pomysł. Jednocześnie zaś
ci ostatni zapewniali nas o chęci współpracy i pokojowego współistnienia,
zwłaszcza, że nasze układy niemal sąsiadowały ze sobą. Ostatecznie
postanowiliśmy wstrzymać się z osądem i poczekać na rozwój sytuacji.
Początki
były zupełnie niewinne. Eksploracja terenów wokół pierwotnego układu, zwłaszcza
bogatego w surowce centrum galaktyki. Rychlo przyszedł czas na pierwszy sojusz
zawarty między Eridanami i Orionianami. Cyborgi z Mechanemy dokonały zaś
pierwszej akcji militarnej atakując statek Obcych (patrz: Kosmiczni Hipsterzy)
w Sektorze I. Nie wyszło im to z resztą na zdrowie – przegrali to starcie
tracąc dwa krążowniki.
Następował
dalszy rozwój infrastruktury i stosunków dyplomatycznych. W tych ostatnich
zaczęło przodować Imperium, podpisując tym razem korzystny traktat z ludźmi.
Mówiło się, że jest to zalążek Zjednoczonej Federacji Planet, wciąż jednak
ciężko było powiedzieć ile w tym prawdy i co w przyszłości z tego wyniknie
(zwłaszcza, że pogłoski o tworzeniu MFP rozsiewali głównie sami ludzie…).
Pewnym była
natomiast agresywna polityka prowadzona przez nacje rezydujące po przeciwnej
stronie galaktyki. Mechanema znów uderzyła na Sektor I, tym razem pokonując
Obcych. Podobnym rezultatem zakończyły się ataki Orionian w Sektorze II oraz
Eridanów w Sektorze III.
My, Planty,
zawsze miłowaliśmy pokój i harmonię. Jednocześnie nie mogliśmy dać się
zastraszyć obcym potęgom, ani pozwolić, by odcięły nas od cennych surowców.
Wkrótce przygotowaliśmy eskadrę bojową, w skład której wszedł niszczyciel klasy
Dread Naught (patrz: Dead Naught) i również uderzyliśmy na Obcych w sektorze I,
uzyskując w ten sposób dostęp do Centrum Galaktyki. Jednocześnie w naszych
tajnych laboratoriach trwały prace nad prototypem stacji bojowej w ramach
tajnego projektu „Brzoza”
Wkrótce
potem Hydranie uderzyli na Sektor pierwszy niszcząc dwa statki Obcych. Dzięki
temu posunięciu udało im się przechwycić pradawną technologię produkcji
podkalibrowych rakiet plazmowych. Gdy zaczęli je montować w swoich krążownikach
stały się one najskuteczniejszymi maszynami bojowymi tej klasy, a jak się
później okazało mogły też z powodzeniem stawać naprzeciw niszczycieli.
W
międzyczasie jednak rozwijała się polityka. Hydranie dogadali się z Mechanemą,
formując kolejny blok. Z drugiej strony, Ludzie w końcu nawiązali z nami
stosunki dyplomatyczne. Choć ostatnie miesiące dawały nam podstawy do
zastanawiania się nad ich prawdziwymi intencjami, postąpili tak jak zapowiadali
i zaoferowali nam wstąpienie do sojuszu. My zaś, jako pokojowa rasa, z radością
przystaliśmy na tę propozycję, rokującą względny spokój wzdłuż naszych
wschodnich granic.
„Miałem sen…
Wyobraź sobie… Piechota roślin, w doniczkach
niesionych przez ludzi… Z plasma canonami…”
– Benjamin „Kaimada” Sisko.
Co prawda
wyobrażenie ludzi na temat tego, jak wygląda nasza piechota dość mocno
odbiegało od rzeczywistości. Pomijając jednak ten drobny szczegół jego „wizja”
była ciekawa i na swój abstrakcyjny sposób piękna.
Widząc
rosnące floty pozostałych frakcji, jak również narastający niepokój wokół
centrum galaktyki, postanowiliśmy zarzucić projekt „Brzoza”. Dzięki materiałom
odzyskany z prototypu w krótkim czasie przygotowaliśmy kolejny niszczyciel,
który powiększył nasz pokojowy kontyngent w Sektorze I. Imperium Eridańskie w
tym czasie przejęło system w Sektorze III. Działo się to z dala od naszych
układów, więc nie poświęciliśmy tej informacji zbyt dużej uwagi.
Kolejne
wydarzenia miały niejako przesądzić o losach galaktyki. Rozważaliśmy zajęcie
centrum galaktyki, oczywiście w celach stabilizacyjnych. Zbudowaliśmy nawet dwa
dodatkowe krążowniki w Sektorze I, całą naszą flotę stawiając w stan gotowości.
Ubiegli nas jednak Hydranie, którzy zaatakowali CG i przejęli je, tracąc
zaledwie jeden myśliwiec. Wydawało się, że te wydarzenia sprawiły, że
społeczność galaktyczna zmieniła swój stosunek do nas. „I co teraz, nasz
wspaniały i dobry dębie?” pytał eridański emisariusz? Pojawiły się także inne
głosy zaniepokojone agresją Hydran, a nas, Planty, widzących w roli strażników
pokoju. Trochę nam to przypomniało pewien stary film o wojnie rozgrywającej się
w odległej galaktyce (mało popularny, pewnie nie znacie). Choć więc wojna nigdy
nie leżała i wciąż nie leży w naszej naturze, podjęliśmy decyzję o zbrojnej
interwencji.
- Czego
potrzebuje roślina?
- Drugiej
rośliny?
- RAKIET!
Po
zamontowaniu rakiet na naszych niszczycielach uderzyliśmy na opanowane przez
Hydran Centrum Galaktyki. Niestety, okręty klasy Dread Naught dowiodły, że
zasłużyły na swoją złą sławę. Bitwa zakończyła się w zasadzie już po pierwszej
salwie oddanej przez obrońców. Ponieśliśmy dotkliwą klęskę nie będąc w stanie
zestrzelić choćby jednego z krążowników wroga.
Widząc jak
miażdżącą przewagę militarną posiadają Hydranie, postanowiliśmy nie ryzykować
więcej bezpośredniej konfrontacji. Zamiast przygotowywać kolejną ofensywę
rozpoczęliśmy budowę stacji bojowych w Sektorze I, aby uniemożliwić białej
hordzie inwazję na nasze systemy. Ludzie najwyraźniej także chcieli tylko
świętego spokoju, więc przyjęli propozycję Hydran i podpisali traktat o
nieagresji.
Federacja
wciąż byłą jednak zdania, że Hydran z CG należy jak najszybciej przepędzić.
Kolejnymi, którzy postanowili uderzyć na ten strategiczny układ byli
Orionianie. Efekt był jednak podobny jak w naszym przypadku. Całkowite straty,
żadnych zniszczeń ze strony Hydran.
Krakov(Plantus): Podejrzewam, że nikt już
białych [Hydran] nie wygna z Centrum Galaktyki. Ehh mogłem nie pozwolić mu tego
zająć.
Tempy(Hydranin): Wtedy ty musiałbyś się tam
bronić.
K: To zbudowałbym tam te cztery stacje
bojowe, które zbudowałem tutaj. I wszyscy mogliby mi skoczyć i obtoczyć.
T: …
Tjal(Eridanin): Poezja drzew nigdy nie przestanie mnie
przerażać…
Kolejnymi,
którzy naruszyli przestrzeń gwiezdną Hydran byli ludzie. Dokładniej był to
pojedynczy myśliwiec ludzi, który wleciał do Centrum Galaktyki. Oczywiście
został natychmiast zniszczony przez systemy obronne, jednak cała sytuacja
wywołała galaktyczny incydent i doprowadziła do natychmiastowego zerwania paktu
między ludźmi a Hydranami.
Nastał czas
względnego spokoju. Choć może właściwszą nazwą byłaby „zimna wojna”. Wszystkie
frakcje rozbudowywały swe floty wokół Centrum Galaktyki. Zarówno nasz jak i
eridański wywiad zaobserwowały niepokojące ruchy ze strony ludzi, którzy
zdawali się sondować nasze granice i systemy obronne. Jak nas zapewniono w
późniejszej nocie dyplomatycznej podpisanej przez komandora Sisko: „rozważanie
ataku na sojuszników było czysto teoretyczne”. Nie podobały nam się te
rozważania, choć przyznać trzeba, że późniejszy atak eskadry terrańskich
myśliwców nie uderzył w żadnego z nas, a w Hydran. W samobójczej ofensywie
udało się zniszczyć dwa niszczyciele wroga.
„Federacjo!
Ludwiku Eridanie, Jarosławie Planto, Lechu
Hegemonie… i Sabo: Nie idźcie tą drogą!”
-
Benjamin „Kaimada” Sisko.
Zbliżała się
pora ostatecznych rozstrzygnięć. Flota ludzi po raz kolejny przypuściła szturm
na centrum galaktyki. Chcieliśmy wspomóc naszego, bądź co bądź wiernego
sojusznika, w jego staraniach, jednak prawo galaktyczne zabraniało nam wlecieć
do układu, w którym podejmował on walkę z wrogiem. Z resztą jak zapewniał
komandor Sisko, zamierzali załatwić ot we własnym zakresie.
„Nie interweniujcie. Powtarzam: NIE
INTERWENIUJCIE!” - Benjamin
„Kaimada” Sisko.
Nadażającą
okazję postanowili za to wykorzystać spokojni do tej pory Mechanemianie.
Zamiast zaatakować ludzi, tak jak się tego spodziewano, postanowili uderzyć
wszystkimi siłami na pozostawioną bez obrony stolicę Hydran. Ci zaś, nie mieli
innego wyjścia jak wycofać wszystkie jednostki z Centrum Galaktyki,
pozostawiając w nim jedynie stacjonarne Stacje Bojowe i cała flotę skierować do
działań defensywnych. W ostatniej chwili o środkowy sektor postanowili
powalczyć także Orionianie, wlatując swoimi jednostkami na tyły ludzi. Flota
Terran, złożona głównie z lekkich myśliwców została rozbita, jednak flota
Hegemonii poniosła dotkliwe straty. Pozostałe zdolne do walki okręty nie były w
stanie przebić się przez obronę stacji bojowych Hydran. Ich resztki dołączyły
do innych szczątków dryfujących w przestrzeni otaczającej CG.
Bitwa o
stolicę Hydran była długa i krwawa. Ostatecznie jednak obrońcom udało się
odeprzeć zdradziecki atak i zgnieść flotę cyborgów na kosmiczny pył.
Kto był
jednak ostatecznym zwycięzcą tej rywalizacji? Okazało się, że Imperium
Eridańskie, dzięki ekspansji, rozwojowi technologicznemu i zrównoważonej
polityce. Na kolejnych miejscach uplasowali się ludzie oraz Hydranie.
Końcowa
punktacja:
1. Imperium Eridani: 41 2. Republika Terran: 33
3. Hydranie: 32
4. Hegemonia Oriona: 28
5. Planty: 28
6. Mechanema: 28
Wnioski
końcowe.
Wniosek A:
Granie
„roślinami” jest nadzwyczaj radosne. Była to moja druga rozgrywka w Eclipse i w
obu przypadkach ta rasa byłą obiektem różnego rodzaju żartów etc. Wiecie,
podchodzę sobie do okna na którym stoi kwiatek i słyszę komentarz: „Idziesz
porozmawiać z bratem?”. Niewykluczone, że to zbieg okoliczności, ale w pewien
sposób ciekawy…
Wniosek B:
Jestem
marnym graczem. Kompletnie nie umiem optymalizować swoich działań w celu
zdobywania większej ilości punktów doświadczenia.
Wniosek C:
Centrum
Galaktyki nie jest aż takie ważne / fajne. Choć z drugiej strony gdy grałem
poprzednio i to ja wszedłem w jego posiadanie, byłem o wiele bliższy zwycięstwa
niż teraz…
Wniosek D:
Ta rozgrywka
dowiodła mi, że położenie większego nacisku na dyplomację i współpracę mogłoby
dać ciekawe efekty. Podoba mi się pomysł tworzenia Federacji i tak dalej. Znów,
może nie pod kontem praktyczności czy wygrywania. Bardziej pod kątem zwyczajnej
zabawy. Tymczasem mechanika uniemożliwia wiele rzeczy. Sojusze mają marginalne
znaczenie i tak naprawdę żadna współpraca nie jest możliwa. Mam parę pomysłów
na modyfikacje zasad, dzięki którym mogłoby się to nieco zmienić. Może kiedyś
to przetestujemy, jeśli znajdą się chętni szaleńcy…
Słowniczek
pojęć:
…czyli
określenia powstałe w czasie poprzedniej sesji, które wydają mi się już
nieodłącznym elementem tej gry i warto je ocalić od zapomniania.
Kosmiczni
Windykatorzy:
Tu akurat
wyjaśnienie jest bardzo proste. Spójrzcie na tę przyjazną twarz. Czy nie wydaje
Wam się, że tak właśnie powinien wyglądać sympatyczny jegomość, który puka do
waszych drzwi drobną dłonią w tytanowej rękawicy, by poinformować Was, że macie
niezapłacony rachunek za internet sprzed trzech miesięcy?
Kosmiczni
Hipsterzy:
Tu i ówdzie
w galaktyce można się natknąć na pozostałości po pradawnej cywilizacji Obcych.
Zwykle są to zwyczajnie ich statki opuszczone, choć wciąż aktywne i dosyć
groźne. Co czyni je tak odmiennymi od naszych? Chociażby to, że są absolutnie
niesymetryczne. Po długotrwałych obradach doszliśmy do wniosku, że był to
zamysł taktyczny Przedwiecznych. Dzięki temu wrogowie nie mogą się zorientować
gdzie jest przód statku, gdzie tył, a gdzie bok. O wiele trudniej zlokalizować
słabe punkty itd. Jednocześnie wytłumaczenie może być o wiele prostsze. Może
Obcy zwyczajnie gardzili tą całą mainstreamową symetrią i postanowili
zaprojektować swoje okręty by to zamanifestować? Stąd też nazwaliśmy ich
„Kosmicznymi Hipsterami”.
Dead Naught:
Dawno dawno
temu w odległej galaktyce… Rośliny odkryły w sąsiednim układzie okręt
Kosmicznych Hipsterów i postanowiły na niego uderzyć. W tym celu zbudowały
potężny niszczyciel klasy Dread Naught i wysłały go do boju. Rezultat był
jednak zupełnie inny niż przewidywano. Pojedyncza torpeda wystrzelona ze statku
Obcych przebiła pancerz w najsłabszym punkcie uszkadzając reaktor i
doprowadzając do wielkiej eksplozji. Zupełnie nowy niszczyciel zamienił się w
poskręcany wrak, nie oddawszy ani jednego strzału. Wtedy właśnie uznaliśmy, że
właściwszą nazwą dla najcięższych jednostek roślin jest właśnie Dead Naught.
Swoją drogą
rośliny jak odtąd zawsze odbudowują swe okręty, a więc Dead Naughty powstają z
martwych…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz