środa, 9 października 2013

10. Przerażająca poezja drzew


Przychodzi taka chwila, że masz dość tego wszystkiego. Dość tej całej polityki, dyplomacji i kłamstw. Dość rywalizacji o każdą planetę i układ, każde złoże surowców. Dość prześcigania się w rozwijaniu technologii i budowie okrętów wojennych. Dość wojen i nietrwałych rozejmów. Najchętniej rzuciłbyś to wszystko w cholerę i zaczął wszystko od nowa gdzieś z dala od tego całego zgiełku. Chwila… A właściwie… dlaczego nie?


Procedura jest bardzo prosta. Najpierw wysyłają sondy. Tysiące, dziesiątki tysięcy maleńkich, bezzałogowych jednostek mających tylko jedno zadanie: znaleźć niezamieszkały układ z planetami bogatymi w surowce, wodę i światło słoneczne. Później zbierają niewielką flotę i wysyła tunelem nadprzestrzennym do nowego miejsca. Na czele takiej ekspedycji umieszczają zaś jakiegoś idealistę-szaleńca gotowego budować tzw. „nowy wspaniały świat” pośrodku niczego. – I w tej roli witamy Cię bardzo serdecznie – powiedzieli gratulując mi nowej posady. No i dostałem swoją szansę na nowy początek.

Przez pierwszych kilka tygodni rzeczywiście wszystko przebiegało zgodnie z moją wizją. Spokojnie terraformowaliśmy kolejne planety przygotowując je do zasiedlenia. Na innych w błyskawicznym tempie tworzyliśmy infrastrukturę wydobywczą, produkcyjną i naukową. W ciszy i spokoju, nie niepokojeni przez nikogo, całkowicie wolni i niezależni. Niczym samozwańczy bogowie. Wszystko to wydawało się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Ktoś z moich doradców nawet wypowiedział głośno tę obawę. Niestety miał rację.

O sąsiednich układach wiedzieliśmy tylko tyle, że są bogate w surowce i niezamieszkałe. Tak przynajmniej było, gdy przybyły tu nasze sondy. Teraz jednak zaczęliśmy odbierać niepokojące sygnały, które świadczyły o tym, że nie jesteśmy tutaj sami. Wkrótce udało nam się wyizolować je i dokonać stosownej analizy. Już pierwsze wyniki potwierdziły nasze najgorsze obawy. W naszym sąsiedztwie założyły kolonie chyba wszystkie nacje, z jakimi przyszło nam dzielić nasza macierzystą galaktykę. Cóż za złośliwość losu. Oczywiście teraz znajdowaliśmy się na neutralnym gruncie. Prawo międzygalaktyczne nakazywało postrzegać kolonie jako osobne państwa nie powiązane układami, ani zatargami z przeszłości, od której odcięły się opuszczając swe domowe porty. Mogliśmy żyć obok siebie w pokoju, przynajmniej na razie. Historia nauczyła nas bowiem, że pokój nie jest niczym więcej jak utopijną mrzonką…

Wkrótce wyszło na jaw z kim przyjdzie nam mieć do czynienia. W galaktyce, której nadaliśmy robocze oznaczenie YX2782 powstało łącznie sześć kolonii: Hydranie (Tempy), cyborgi Mechanema (Jacek), osadnicy z Hegemonii Oriona (Bartek) (patrz: Kosmiczni Windykatorzy), wysłannicy imperium Eridani (Tjal), ludzie z Republiki Terran, oraz my, Planta, przez inne rasy nazywani Roślinami (głównie za sprawą ludzi, nazwa ta pochodzi od zamieszkujących ich rodzinny układ prymitywnych organizmów, pod pewnymi względami podobnych do nas pod względem anatomii).

Początkowa sytuacja naszych ośrodków była bardzo zbliżona. Zaledwie pojedyncze układy z niewielkimi złożami surowców. Wyjątek stanowili Eridanie, których układ był mniej bogaty w złoża. Rekompensowali to sobie znaczącymi rezerwami towarów i środków finansowych, dzięki którym mogli się utrzymać przez pewien czas niczego praktycznie nie produkując.
„Przez miliony lat Imperium Eridani zbierało pieniądze, które ty w ciągu roku wydasz na dziwki, chlanie, całkowanie…” – Benjamin „Kaimada” Sisko.

Niech rozpocznie się wyrąb lasów, czyli właściwa część rozgrywki.
Znowu zaczęło się od plotek. Co ciekawe to nie ludzie zaczęli je rozsiewać jako pierwsi, a Hydranie. Jeszcze zanim opuścili swój bazowy układ rozesłali do wszystkich pozostałych ras ostrzeżenie nakazujące traktować nas – Planty – jako największe zagrożenie. Nawoływali do tego, by wspólnymi siłami dążyć do ograniczenia naszych ekspansywnych dążeń. Jesteśmy rasą spokojną i miłującą pokój, toteż nie zamierzaliśmy reagować na te ewidentne zaczepki. Niepokojące były jednak odpowiedzi płynące z drugiej strony galaktyki, zwłaszcza od Eridańczyków dość otwarcie wypowiadających się na temat „wycinki lasów”. Co gorsza Orionianie i ludzie, zdawali się popierać ten pomysł. Jednocześnie zaś ci ostatni zapewniali nas o chęci współpracy i pokojowego współistnienia, zwłaszcza, że nasze układy niemal sąsiadowały ze sobą. Ostatecznie postanowiliśmy wstrzymać się z osądem i poczekać na rozwój sytuacji.

Początki były zupełnie niewinne. Eksploracja terenów wokół pierwotnego układu, zwłaszcza bogatego w surowce centrum galaktyki. Rychlo przyszedł czas na pierwszy sojusz zawarty między Eridanami i Orionianami. Cyborgi z Mechanemy dokonały zaś pierwszej akcji militarnej atakując statek Obcych (patrz: Kosmiczni Hipsterzy) w Sektorze I. Nie wyszło im to z resztą na zdrowie – przegrali to starcie tracąc dwa krążowniki.

Następował dalszy rozwój infrastruktury i stosunków dyplomatycznych. W tych ostatnich zaczęło przodować Imperium, podpisując tym razem korzystny traktat z ludźmi. Mówiło się, że jest to zalążek Zjednoczonej Federacji Planet, wciąż jednak ciężko było powiedzieć ile w tym prawdy i co w przyszłości z tego wyniknie (zwłaszcza, że pogłoski o tworzeniu MFP rozsiewali głównie sami ludzie…).
Pewnym była natomiast agresywna polityka prowadzona przez nacje rezydujące po przeciwnej stronie galaktyki. Mechanema znów uderzyła na Sektor I, tym razem pokonując Obcych. Podobnym rezultatem zakończyły się ataki Orionian w Sektorze II oraz Eridanów w Sektorze III.

My, Planty, zawsze miłowaliśmy pokój i harmonię. Jednocześnie nie mogliśmy dać się zastraszyć obcym potęgom, ani pozwolić, by odcięły nas od cennych surowców. Wkrótce przygotowaliśmy eskadrę bojową, w skład której wszedł niszczyciel klasy Dread Naught (patrz: Dead Naught) i również uderzyliśmy na Obcych w sektorze I, uzyskując w ten sposób dostęp do Centrum Galaktyki. Jednocześnie w naszych tajnych laboratoriach trwały prace nad prototypem stacji bojowej w ramach tajnego projektu „Brzoza”



Wkrótce potem Hydranie uderzyli na Sektor pierwszy niszcząc dwa statki Obcych. Dzięki temu posunięciu udało im się przechwycić pradawną technologię produkcji podkalibrowych rakiet plazmowych. Gdy zaczęli je montować w swoich krążownikach stały się one najskuteczniejszymi maszynami bojowymi tej klasy, a jak się później okazało mogły też z powodzeniem stawać naprzeciw niszczycieli.

W międzyczasie jednak rozwijała się polityka. Hydranie dogadali się z Mechanemą, formując kolejny blok. Z drugiej strony, Ludzie w końcu nawiązali z nami stosunki dyplomatyczne. Choć ostatnie miesiące dawały nam podstawy do zastanawiania się nad ich prawdziwymi intencjami, postąpili tak jak zapowiadali i zaoferowali nam wstąpienie do sojuszu. My zaś, jako pokojowa rasa, z radością przystaliśmy na tę propozycję, rokującą względny spokój wzdłuż naszych wschodnich granic.

Miałem sen…
Wyobraź sobie… Piechota roślin, w doniczkach niesionych przez ludzi… Z plasma canonami…” 
– Benjamin „Kaimada” Sisko.

Co prawda wyobrażenie ludzi na temat tego, jak wygląda nasza piechota dość mocno odbiegało od rzeczywistości. Pomijając jednak ten drobny szczegół jego „wizja” była ciekawa i na swój abstrakcyjny sposób piękna.

Widząc rosnące floty pozostałych frakcji, jak również narastający niepokój wokół centrum galaktyki, postanowiliśmy zarzucić projekt „Brzoza”. Dzięki materiałom odzyskany z prototypu w krótkim czasie przygotowaliśmy kolejny niszczyciel, który powiększył nasz pokojowy kontyngent w Sektorze I. Imperium Eridańskie w tym czasie przejęło system w Sektorze III. Działo się to z dala od naszych układów, więc nie poświęciliśmy tej informacji zbyt dużej uwagi.



Kolejne wydarzenia miały niejako przesądzić o losach galaktyki. Rozważaliśmy zajęcie centrum galaktyki, oczywiście w celach stabilizacyjnych. Zbudowaliśmy nawet dwa dodatkowe krążowniki w Sektorze I, całą naszą flotę stawiając w stan gotowości. Ubiegli nas jednak Hydranie, którzy zaatakowali CG i przejęli je, tracąc zaledwie jeden myśliwiec. Wydawało się, że te wydarzenia sprawiły, że społeczność galaktyczna zmieniła swój stosunek do nas. „I co teraz, nasz wspaniały i dobry dębie?” pytał eridański emisariusz? Pojawiły się także inne głosy zaniepokojone agresją Hydran, a nas, Planty, widzących w roli strażników pokoju. Trochę nam to przypomniało pewien stary film o wojnie rozgrywającej się w odległej galaktyce (mało popularny, pewnie nie znacie). Choć więc wojna nigdy nie leżała i wciąż nie leży w naszej naturze, podjęliśmy decyzję o zbrojnej interwencji.

- Czego potrzebuje roślina?

- Drugiej rośliny?

- RAKIET!

Po zamontowaniu rakiet na naszych niszczycielach uderzyliśmy na opanowane przez Hydran Centrum Galaktyki. Niestety, okręty klasy Dread Naught dowiodły, że zasłużyły na swoją złą sławę. Bitwa zakończyła się w zasadzie już po pierwszej salwie oddanej przez obrońców. Ponieśliśmy dotkliwą klęskę nie będąc w stanie zestrzelić choćby jednego z krążowników wroga.

Widząc jak miażdżącą przewagę militarną posiadają Hydranie, postanowiliśmy nie ryzykować więcej bezpośredniej konfrontacji. Zamiast przygotowywać kolejną ofensywę rozpoczęliśmy budowę stacji bojowych w Sektorze I, aby uniemożliwić białej hordzie inwazję na nasze systemy. Ludzie najwyraźniej także chcieli tylko świętego spokoju, więc przyjęli propozycję Hydran i podpisali traktat o nieagresji.

Federacja wciąż byłą jednak zdania, że Hydran z CG należy jak najszybciej przepędzić. Kolejnymi, którzy postanowili uderzyć na ten strategiczny układ byli Orionianie. Efekt był jednak podobny jak w naszym przypadku. Całkowite straty, żadnych zniszczeń ze strony Hydran.

Krakov(Plantus): Podejrzewam, że nikt już białych [Hydran] nie wygna z Centrum Galaktyki. Ehh mogłem nie pozwolić mu tego zająć.
Tempy(Hydranin): Wtedy ty musiałbyś się tam bronić.
K: To zbudowałbym tam te cztery stacje bojowe, które zbudowałem tutaj. I wszyscy mogliby mi skoczyć i obtoczyć.
T: …
Tjal(Eridanin):  Poezja drzew nigdy nie przestanie mnie przerażać…

Kolejnymi, którzy naruszyli przestrzeń gwiezdną Hydran byli ludzie. Dokładniej był to pojedynczy myśliwiec ludzi, który wleciał do Centrum Galaktyki. Oczywiście został natychmiast zniszczony przez systemy obronne, jednak cała sytuacja wywołała galaktyczny incydent i doprowadziła do natychmiastowego zerwania paktu między ludźmi a Hydranami.

Nastał czas względnego spokoju. Choć może właściwszą nazwą byłaby „zimna wojna”. Wszystkie frakcje rozbudowywały swe floty wokół Centrum Galaktyki. Zarówno nasz jak i eridański wywiad zaobserwowały niepokojące ruchy ze strony ludzi, którzy zdawali się sondować nasze granice i systemy obronne. Jak nas zapewniono w późniejszej nocie dyplomatycznej podpisanej przez komandora Sisko: „rozważanie ataku na sojuszników było czysto teoretyczne”. Nie podobały nam się te rozważania, choć przyznać trzeba, że późniejszy atak eskadry terrańskich myśliwców nie uderzył w żadnego z nas, a w Hydran. W samobójczej ofensywie udało się zniszczyć dwa niszczyciele wroga.

„Federacjo!
Ludwiku Eridanie, Jarosławie Planto, Lechu Hegemonie… i Sabo: Nie idźcie tą drogą!” 
-  Benjamin „Kaimada” Sisko.

Zbliżała się pora ostatecznych rozstrzygnięć. Flota ludzi po raz kolejny przypuściła szturm na centrum galaktyki. Chcieliśmy wspomóc naszego, bądź co bądź wiernego sojusznika, w jego staraniach, jednak prawo galaktyczne zabraniało nam wlecieć do układu, w którym podejmował on walkę z wrogiem. Z resztą jak zapewniał komandor Sisko, zamierzali załatwić ot we własnym zakresie.

„Nie interweniujcie. Powtarzam: NIE INTERWENIUJCIE!” -  Benjamin „Kaimada” Sisko.

Nadażającą okazję postanowili za to wykorzystać spokojni do tej pory Mechanemianie. Zamiast zaatakować ludzi, tak jak się tego spodziewano, postanowili uderzyć wszystkimi siłami na pozostawioną bez obrony stolicę Hydran. Ci zaś, nie mieli innego wyjścia jak wycofać wszystkie jednostki z Centrum Galaktyki, pozostawiając w nim jedynie stacjonarne Stacje Bojowe i cała flotę skierować do działań defensywnych. W ostatniej chwili o środkowy sektor postanowili powalczyć także Orionianie, wlatując swoimi jednostkami na tyły ludzi. Flota Terran, złożona głównie z lekkich myśliwców została rozbita, jednak flota Hegemonii poniosła dotkliwe straty. Pozostałe zdolne do walki okręty nie były w stanie przebić się przez obronę stacji bojowych Hydran. Ich resztki dołączyły do innych szczątków dryfujących w przestrzeni otaczającej CG.
Bitwa o stolicę Hydran była długa i krwawa. Ostatecznie jednak obrońcom udało się odeprzeć zdradziecki atak i zgnieść flotę cyborgów na kosmiczny pył.

Kto był jednak ostatecznym zwycięzcą tej rywalizacji? Okazało się, że Imperium Eridańskie, dzięki ekspansji, rozwojowi technologicznemu i zrównoważonej polityce. Na kolejnych miejscach uplasowali się ludzie oraz Hydranie.

Końcowa punktacja:
1. Imperium Eridani:             41
2. Republika Terran:              33
3. Hydranie:                           32
4. Hegemonia Oriona:           28 
5. Planty:                               28
6. Mechanema:                      28

Wnioski końcowe.

Wniosek A:
Granie „roślinami” jest nadzwyczaj radosne. Była to moja druga rozgrywka w Eclipse i w obu przypadkach ta rasa byłą obiektem różnego rodzaju żartów etc. Wiecie, podchodzę sobie do okna na którym stoi kwiatek i słyszę komentarz: „Idziesz porozmawiać z bratem?”. Niewykluczone, że to zbieg okoliczności, ale w pewien sposób ciekawy…
Wniosek B:
Jestem marnym graczem. Kompletnie nie umiem optymalizować swoich działań w celu zdobywania większej ilości punktów doświadczenia.
Wniosek C:
Centrum Galaktyki nie jest aż takie ważne / fajne. Choć z drugiej strony gdy grałem poprzednio i to ja wszedłem w jego posiadanie, byłem o wiele bliższy zwycięstwa niż teraz…
Wniosek D:
Ta rozgrywka dowiodła mi, że położenie większego nacisku na dyplomację i współpracę mogłoby dać ciekawe efekty. Podoba mi się pomysł tworzenia Federacji i tak dalej. Znów, może nie pod kontem praktyczności czy wygrywania. Bardziej pod kątem zwyczajnej zabawy. Tymczasem mechanika uniemożliwia wiele rzeczy. Sojusze mają marginalne znaczenie i tak naprawdę żadna współpraca nie jest możliwa. Mam parę pomysłów na modyfikacje zasad, dzięki którym mogłoby się to nieco zmienić. Może kiedyś to przetestujemy, jeśli znajdą się chętni szaleńcy…

Słowniczek pojęć:
…czyli określenia powstałe w czasie poprzedniej sesji, które wydają mi się już nieodłącznym elementem tej gry i warto je ocalić od zapomniania.
 
Kosmiczni Windykatorzy:
Tu akurat wyjaśnienie jest bardzo proste. Spójrzcie na tę przyjazną twarz. Czy nie wydaje Wam się, że tak właśnie powinien wyglądać sympatyczny jegomość, który puka do waszych drzwi drobną dłonią w tytanowej rękawicy, by poinformować Was, że macie niezapłacony rachunek za internet sprzed trzech miesięcy?
Kosmiczni Hipsterzy:
Tu i ówdzie w galaktyce można się natknąć na pozostałości po pradawnej cywilizacji Obcych. Zwykle są to zwyczajnie ich statki opuszczone, choć wciąż aktywne i dosyć groźne. Co czyni je tak odmiennymi od naszych? Chociażby to, że są absolutnie niesymetryczne. Po długotrwałych obradach doszliśmy do wniosku, że był to zamysł taktyczny Przedwiecznych. Dzięki temu wrogowie nie mogą się zorientować gdzie jest przód statku, gdzie tył, a gdzie bok. O wiele trudniej zlokalizować słabe punkty itd. Jednocześnie wytłumaczenie może być o wiele prostsze. Może Obcy zwyczajnie gardzili tą całą mainstreamową symetrią i postanowili zaprojektować swoje okręty by to zamanifestować? Stąd też nazwaliśmy ich „Kosmicznymi Hipsterami”.
Dead Naught:
Dawno dawno temu w odległej galaktyce… Rośliny odkryły w sąsiednim układzie okręt Kosmicznych Hipsterów i postanowiły na niego uderzyć. W tym celu zbudowały potężny niszczyciel klasy Dread Naught i wysłały go do boju. Rezultat był jednak zupełnie inny niż przewidywano. Pojedyncza torpeda wystrzelona ze statku Obcych przebiła pancerz w najsłabszym punkcie uszkadzając reaktor i doprowadzając do wielkiej eksplozji. Zupełnie nowy niszczyciel zamienił się w poskręcany wrak, nie oddawszy ani jednego strzału. Wtedy właśnie uznaliśmy, że właściwszą nazwą dla najcięższych jednostek roślin jest właśnie Dead Naught.
Swoją drogą rośliny jak odtąd zawsze odbudowują swe okręty, a więc Dead Naughty powstają z martwych…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz