środa, 2 października 2013

04. Tej nie kocham, tej nie lubię, ta nie byłaby dobrym grabarzem...

Dziś porozmawiamy o czymś wziętym wprost z półki z nowościami. Będzie to gra karciana, bardzo prosta w swych założeniach i zdecydowanie imprezowa. Chociaż można się w niej doszukać odrobiny głębszych rozważań nad naturą wszechrzeczy. Jeśli zastanawialiście się kiedyś: "Z kim wolałbym/wolałąbym pójść na gofry: z Mickiem Jaggerem czy z Tarzanem?" albo "Czy lepszym sprzedawcą gwoździ byłaby Doda czy Margaret Thatcher?" to jest to zdecydowanie gra stworzona dla Was!

Zanim jednak powiem o co chodzi w "Kto z Kim?" postawie Was w sytuacji typowej osoby, której pokazuję tę grę. Gotowi? No to lecimy :)

Hej. Słuchajcie. Mam nową śmieszną grę. Później zagramy, ale najpierw Wam coś pokażę. 

<wyciąga karty i przez chwilę w nich szpera wybierając kilka>

W grze mamy karty z różnymi osobami. Są postacie historyczne i fikcyjne, królowie, politycy, sportowcy, naukowcy, aktorzy, postacie animowane. Każda karta opatrzona jest ilustracją postaci, a kart jest dokładnie dwieście. Na czym polega ciekawostka? Otóż na tym, że obrazków jest dużo mniej, bo około trzydziestu (drobne różnice się nie liczą. Einstein w szaliku i Einstein bez szalika to ten sam gość). No dobra, ale co z tego wynika? Już prezentuję:
Niby wszystko w porządku, prawda? To tylko gra, więc godzimy się (jak w przypadku każdej gry) na pewne uproszczenia. Można przecież przypisać karty do pewnych grup zawodowych. Politycy mogą wyglądać tak samo, wojownicy mogą wyglądać tak samo, piłkarz to piłkarz, kot to kot. Niestety, tak prosto to nie jest. Realia gry okazują się nieco bardziej zwichrowane i napotykamy coś takiego:
Wspominałem, że liczba poszczególnych obrazków nie jest jednakowa? Wizerunek wojownika z wielkim mieczem twórcy wyjątkowo sobie widać upodobali. A taki na przykład Sherlock Holmes jest (chyba) unikatowy. Rozumiem, że to detektyw wszech czasów, postać bardzo charakterystyczna i w ogóle zasłużył na własną grafikę, ale... na miły Bóg, czymże im zawinił Święty Mikołaj, że odarto go z czerwonych szat i wmieszano w tłum wojowniczego plebsu?

Kwiatków jest oczywiście więcej, mniej lub bardziej rażących. Co ciekawe jest też jeszcze kilka postaci, które uhonorowano wyjątkową kartą (lub bardzo mocno zaakcentowano jej odmienność za pomocą detali). Pierwsze pytanie, które mi się nasunęło gdy to odkryłem, to "czym kierowano się decydując kto zasługuje na wyjątkowość a kto nie?" Drugim pytaniem było "czemu właściwie dopuszczono się czegoś takiego?". Raczej nie przez przypadek nasz ulubiony Święty dzierży Miecz Oburęczny +3 przeciwko niegrzecznym dzieciom i nosi go na plecach niczym Geralt z Rivii (nawiasem mówiąc też występujący w tej produkcji... i wyglądający zadziwiająco podobnie do panów na powyższej ilustracji. Przypadek?). Skoro zaś był to zabieg celowy, to... jaki był cel?

Przyznaję, że brałem pod uwagę wywołanie właśnie takiego efektu jak mój - a więc śmiechu. W sumie coś w tym jest, że aż się chce tę grę pokazać komuś nowemu. Najpierw by pośmiać się z kart, ale jak już rozpakowaliśmy, to można wytłumaczyć zasady. Prawda (a przynajmniej wersja, którą mi przedstawiono) jest o wiele bardziej prozaiczna i sprowadza się do kwestii... finansowych. Zwyczajnie taniej jest stworzyć trzydzieści postaci niż sto trzydzieści. Dzięki takiemu zabiegowi dostajemy gotowy produkt, który możemy kupić za powiedzmy 45 złociszy zamiast za 70.

Troska o kieszenie klientów zasługuje na pochwałę. Nie daje mi jednak spokoju wątpliwość, czy aż tak dużo kosztowałoby dołożenie tych kilku - kilkunastu postaci? Naprawdę nie muszę rozróżniać po obrazkach przedstawicieli polskiego rządu, ale Mikołaj czy Vader zasługują na to, by ich choć w jakiś karykaturalny sposób, ale jednak pokazać. No i ostatnie (w tym akapicie) pytanie: czy klienci rzeczywiście docenią to, że gra jest owszem tania, ale wygląda jak wygląda?

Koniec offtopu.
Rozgrywka.

Oprócz omówionych już Kart Postaci mamy jeszcze drugi rodzaj: Karty Wyzwań. Każda z tych kart przedstawia pewną sytuację, a naszym zadaniem jest znaleźć postaci, które najlepiej by do niej pasowały.

Kto mógłby być moim fryzjerem? 
Kto najlepiej popilnowałby mi roweru? 
Kto mi odetka zlew?

Z tego typu dylematami przychodzi nam się mierzyć w każdej rundzie. Rund mamy tyle ile Kart Wyzwań wybraliśmy na początku (a więc możemy to sobie dość dowolnie ustalić). Gra przebiega zaś następująco:

1. Rozdajemy graczom po 4 Karty Postaci.
2. Odczytujemy wyzwanie.
3. Każdy wybiera jedną postać, która najlepiej się nadaje do roboty i kłądzie jej kartęzakrytą.
4. Pierwszy gracz tasuje karty i wykłąda je odkryte. Następnie wskazuje, która z osób najmniej się nadaje i odrzuca jej kartę.
5. Kolej przechodzi na gracza, którego karta właśnie odpadła. Teraz on wskazuje następne "najsłabsze ogniwo".
6. Runda kończy się, gdy na stole (podłodze/ lodówce czy gdzie tam gracie) zostanie tylko jedna karta. Jej właściciel zdobywa punkt, co oznacza kładąc przed sobą Kartę Wyzwania.
7. Kolejny gracz zostaje "Pierwszym", wszyscy dobierają po Karcie Postaci  i gra jest kontynuowana aż skończą się Karty Wyzwań.

I to tyle. Prawda, że proste? Nie samą prostotą jednak człowiek żyje, przechodzimy więc do jakże ważnych wrażeń z rozgrywki. W telegraficznym skrócie są one całkiem pozytywne. Gra jest prosta, szybka i może potencjalnie dostarczyć sporo radochy, ale... nie każdemu. Przede wszystkim jest to gra dla ludzi, którzy lubią dużo gadać i mają bogatą wyobraźnię (im bardziej pokręconą tym lepiej).
Powiedzmy, że mamy wyzwanie pod tytułem "Kto mógłby strzelić karnego?" a Postać, którą chcemy odrzucić to Michael Jordan. Można powiedzieć, że:

 "Jordan nie strzeli karnego bo jest koszykarzem"

ale przyznacie, że to trochę słabe. Dużo lepiej jest powiedzieć, że:

"Michael jest wysoki co w połączeniu z aerodynamicznym kształtem jego głowy sprawia, że ma lepsze predyspozycje do strzelania główką niż do rzutów karnych."

Może też nie najśmieszniejsze, ale widzicie do czego zmierzam. Dla ambitnych: można się pokusić o pójście nieco pod prąd i próbować uzasadnić, że osoba, która nadaje się do czegoś lepiej powinna odpaść. Przykład? "Kogo zaprosiłbyś na swoje urodziny?" Na stole leży Święty Mikołaj i Nikolai Tesla. Śmiało, uzasadnij, że to Tesla jest (był) bardziej rozrywkowym gościem.

I drugi mankament tej mechaniki: nie wszystkie postacie są nam znane. Albo inaczej: większość nazwisk się zna, ale czasami nic poza tym, a to sprawia, że chwilami gra może śmieszyć mniej. Chwilami, a więc wtedy, gdy zdarzy się sytuacja, że na ręce lub na stole mam same takie postacie, które są mi obce. A wiadomo, że nie wszyscy znają się na polityce / sporcie / muzyce / filmie. Rozwiązania? W pewnym stopniu definiuje to trochę grupę docelową tej gry. Lepiej będą się bawić ludzie zorientowani, oglądający telewizję i czytający regularnie pudelka. Z drugiej strony kart jest na tyle dużo, że zawsze można część z nich usunąć, na przykład rzeczonych polityków. Nawet lepiej. Gdy padnie pytanie o to, kto powinien zostać prezydentem Polski i tak nikt nie położy żadnego z nich.

Morał?
Pod pewnymi warunkami może to być świetna gra. Warunki te, to przede wszystkim wspomniane przeze mnie gadulstwo, chęć i umiejętność snucia opowieści. Im bardziej zakręcone i absurdalne one będą tym lepiej.

Deser.
Nie mogłem się powstrzymać:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz