piątek, 27 września 2013

01. O wyższości planszy


Skąd bierze się fenomen rosnącej popularności gier planszowych, karcianych, czy w ogólności “gier bez prądu”? Czemu opierają się one naszej ogólnej tendencji do porzucania staroci na rzecz nowinek technicznych bardziej godnych XXI wieku, w którym przyszło nam żyć? Jak to możliwe, że jesteśmy gotowi porzucić swoje komputery i konsole oferujące nam bajeczną, fotorealistyczną grafikę i inne fajerwerki, na rzecz drewnianych pionków i kostek? Na te pytania postaram się odpowiedzieć choć częściowo w poniższym tekście. Będzie to pewna kompilacja mniej lub bardziej oczywistych spostrzeżeń, jak również moich własnych przemyśleń w tej kwestii.


Interakcja
Z pewnością jedną z największych różnic między grą na planszy a jej komputerowym odpowiednikiem jest stopień interakcji między graczami. Owszem, siedząc przy komputerze możemy rozmawiać z drugą osobą jakby była tuż przy nas, nigdy jednak nie będzie to tożsame z fizyczną bliskością. Widzimy swoje twarze, możemy się do siebie uśmiechnąć czy przybić piątkę nad planszą - tego nie może nam dać żadna wirtualna symulacja. Tak samo zresztą, jak nie może nam umożliwić wspólnego picia herbaty czy zajadania jakichś przekąsek - co także niejednokrotnie jest dodatkiem do rozgrywki “bez prądu”. Pozornie jest to drobiazg, a przecież rolę wspólnego spożywania posiłków w kształtowaniu się relacji międzyludzkich trudno zanegować.

Ponadto mechanika niektórych gier uniemożliwia przeniesienie ich do wirtualnej rzeczywistości. Przykłady? Proszę bardzo.
Gry oparte na zręczności - Jenga, Prawo Dżungli
Gry oparte na wygłupianiu się – Tarantula Tango, Uga Buga
Gry oparte na blefie – Agenci Molocha, Karaluszek Kłamczuszek.
I tak dalej…

Dotyk
To akurat coś, na co ja osobiście nie zwróciłem uwagi, przynajmniej dopóki o tym nie usłyszałem. Gry „bez prądu” wyprzedzają o jeden krok elektroniczne rozrywki stymulując dotyk, a więc o jeden zmysł więcej. Gra komputerowa / konsolowa może oferować różne sposoby sterowania, ale zawsze mamy w dłoni tę samą myszkę, klawiaturę, pada. W przypadku planszówek mamy do czynienia z czymś przeciwnym. Każde pudełko to zupełnie nowy zestaw pionków, żetonów i kart. Czasem są drewniane, czasem plastikowe. Raz mają proste kształty, raz są skomplikowanymi figurkami, które możemy sobie dodatkowo pomalować czyniąc nasz egzemplarz gry nie tylko atrakcyjniejszym, ale i unikatowym. Twórcy gier prześcigają się także w nowych pomysłach. Od jakiegoś czasu spotykam się z tym, że jeśli w grze występują żetony imitujące monety to nie mają regularnego kształtu, a wyglądają na nadgryzione – imitują prawdziwe „dukaty”, nadgryzione zębem czasu (i starych marynarzy). Jeśli pojawiają się kamienie szlachetne to w ogóle zamiast żetonów dostajemy kolorowe kamyczki, zimne i ciężkie jak prawdziwe minerały.
To jeszcze nie wszystko. Jeśli gra oferuje nam dużo drewnianych klocków, kostek, cylindrów i tym podobnych możemy z nich… budować. Ostatnio przekonałem się, że nie tylko ja tak robię. Może niezbyt podoba się to osobie, która w tym czasie stara się wytłumaczyć mi zasady nowej gry, ale… gdy widzę dziesiątki tych kosteczek i innych kształtów to aż się prosi o zbudowanie wieży, czy małej piramidy. No co, nie jest tak? ;)

Środek ciężkości.
Oto coś, co dla mnie osobiście stanowi o sile i ogromnym potencjale planszy. Zadajmy sobie jedno z podstawowych pytań, na jakie usiłujemy sobie odpowiedzieć w życiu: co jest najważniejsze? Wydaje mi się, że w przypadku gry komputerowej będzie to rozgrywka sama w sobie (a przynajmniej będzie ona zdecydowanie dominująca). Owszem, możliwość wspólnej gry z przyjaciółmi czy też jednoczesnej rozmowy z nimi będzie miłym urozmaiceniem, a jednak tak naprawdę wciąż chodzi o grę samą w sobie. I o zwycięstwo oczywiście. Jak natomiast ma się sprawa w przypadku gier bez prądu? Już nie tak jednoznacznie. Dla mnie, środek ciężkości (czy może “ważności”) przesuwa się w kierunku tego, co w wirtualnym świecie jest jedynie tym dodatkiem do gry. Ważna jest możliwość spotkania się z ludźmi, rozmowy, wymiany żartów. Sama gra jest elementem równie ważnym co pozostałe, a może nawet drugorzędnym. To co dzieje się poza planszą staje się istotniejsze od tego, co na planszy. Zwłaszcza, gdy do głosu dochodzi…

Wyobraźnia
Przykłady jej działania możecie zobaczyć w moich relacjach z rozgrywek. Dzięki wyobraźni zwyczajna partyjka w BSG czy Eclipse staje się fantastyczna przygodą, którą wszyscy uczestnicy będą długo i chętnie wspominać. Wystarczy splot ciekawych wypadków, śmieszny tekst rzucony przez kogoś z graczy (”Rzymianie wiedzą, że to bez sensu“, “Zakładam, że przez drzwi“, “Kosmiczni hipsterzy“) czy spostrzeżenie na temat wykonania figurki statku kosmicznego, by rozgrywka przeszła do historii. To jest dla mnie esencja zabawy nad planszą. Nie przesuwanie pionków i rzucanie kostkami, a rodzące się w międzyczasie opowieści o międzygwiezdnych firmach windykacyjnych i legendarnym niszczycielu rasy Roślin zwanym “DeathNaught”. To wszystko sprawia, że chce mi się rozpakowywać grę złożoną z miliona elementów i układać kolorowe żetony w równiutkie stosiki. Nawet zwycięstwo schodzi na dalszy plan.

Metagaming
Wykorzystywanie podczas grania wiedzy spoza samej gry jest generalnie zjawiskiem niekorzystnym. Czy jednak jest tak zawsze? Okazuje się, że można wskazać kontrprzykład. Mówię tu konkretnie o Hanabi. Dla niewtajemniczonych – jest to kooperacyjna karcianka, w której trzymamy swoje karty odwrotnie, a więc nie widzimy ich. Abyśmy mogli zagrać kartę pozostali gracze muszą nam udzielić podpowiedzi odnośnie tego co i gdzie mamy. Sposób podpowiadania jest ściśle sprecyzowany, a pomijając owo podpowiadanie nie powinniśmy się w ogóle odzywać. Ani chrząkać, ani kiwać głową ani znacząco spoglądać na pozostałych. W praktyce okazuje się to niewykonalne (przynajmniej mnie się nie udało a parę… dziesiąt rozgrywek mam za sobą) i hasło „pieprzeni metagejmerzy” pada dość często. Już jakiś czas temu wpadliśmy na pomysł, że jedynym sposobem, by uniknąć tego typu zagrywek jest zrobienie gry komputerowej bazującej na tej samej mechanice i tym samym fizyczne wyeliminowanie wszystkich mrugnięć i parskania śmiechem. Wciąż uważam, że taka rozgrywka byłaby ciekawym doświadczeniem. Czy jednak dostarczyłaby takich samych emocji i mnóstwa doskonałej zabawy co pierwowzór? Szczerze wątpię.

Podsumowanie
Gry bez prądu wychodzą z cienia. Ludzie, którzy uważali, że gry planszowe to infantylna rozgrywka pokroju Chińczyka czy Monopoly i skierowane są wyłącznie do najmłodszych przekonują się, że byli w błędzie. Plansze i karty mają nam do zaoferowania często nieporównywalnie więcej niż jakże popularne gry komputerowe. Świadczy o tym chociażby fakt, że coraz częściej popularne tytuły z ekranu monitora przenosi się właśnie na planszę. Wszystko wskazuje też na to, że ta tendencja będzie się w najbliższym czasie utrzymywać.

I bardzo dobrze.

2 komentarze:

  1. Myślę, że to też kwestia obserwacji. Pomijając fakt, że zawsze są zapaleńcy jak my - bez względu na wiek. Ludzi koło 30-stki mają okazje zobaczyć jak wygląda pokolenie młodsze od nich o 10-15 lat - to, które wychowało się na kreskówkach i grach komputerowych. Oczywiście, tu też są wyjątki, ale generalnie jeśli wszystko jest dopowiedziane, to spłyca to wyobraźnie, a to oddziałuje na rozwój całego człowieka i... mamy takie przymuły-gimbusy. Rodzice następnego pokolenia widzą to i chcą tego uniknąć - coraz częściej spotykam się wśród znajomych z postawą, którzy sami dużo czasu przy komputerach spędzają, że ich dziecko do jakiegoś tam wieku nie będzie miało kontaktu z tym urządzeniem albo będzie w ograniczonej formie. Szukają tym samym ciekawych dla dziecka zamienników, a tak jak pisałeś - zdecydowanym plusem gier manualnych jest dotyk - zmysł szczególnie ważny dla dzieci 0-6.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli chodzi o młode pokolenie, najważniejszą cechą gier planszowych jest fakt, że dziecko spędza czas z innymi graczami, rozwijając swoje zdolności socjalne. Gra planszowa wymaga werbalnej komunikacji, nie zaś pisania tekstu na czacie.

    Często tymi "innymi graczami" są rodzice, poświęcony przez nich czas na grę jest bardzo stymulujący, ponieważ jednocześnie poświęcają go swojej pociesze, znajdując nową nić porozumienia dzięki wspólnej zabawie.

    OdpowiedzUsuń